Rozpoczął się proces dotyczący nieprzyjemnego incydentu, do jakiego doszło po Marszu Równości we Wrocławiu. Doszło wtedy do rękoczynów. Grupa młodych mężczyzn miała wówczas zaatakować osoby wracające z manifestacji. Oskarżeni przyznają, że brali udział w zajściu, ale utrzymują, że nikogo nie uderzyli.
Marsz Równości przeszedł ulicami Wrocławia 6 października 2018 roku. Uczestnicy marszu protestowali przeciwko mowie nienawiści i przemocy motywowanej uprzedzeniami, domagali się również stanowczego reagowania na wszelkie przejawy ksenofobii, homofobii, rasizmu w przestrzeni publicznej oraz żądali bezwzględnego potępiania środowisk neonazistowskich, faszystowskich i nacjonalistycznych. Prosili o traktowanie wszystkich ludzi z szacunkiem i miłością, na którą zasługuje każdy człowiek. Oczywiście, nawet nawoływanie do miłości bliźniego, i przeciwstawianie się nienawiści może znaleźć swoich przeciwników. Swoje niezadowolenie pokazywali przedstawiciele krucjaty różańcowej. Nie byli oni samotni. Na spotkanie uczestnikom Marszu Równości wyszli również nacjonaliści i pseudokibice.
Po marszu doszło do ataku na dwójkę jego uczestników. Z rąk jednego z nich wyrwano między innymi flagę, a z jej torby napastnik zabrał megafon. Ale to nic! „- Rzuciłam się za nim, ale on znów mi go wyrwał i ja się przewróciłam, ciągnął mnie, przewrócił się sam. Potem wstał, kopnął mnie w plecy i zwyzywał” – mówi kobieta. Kolejno, napastnik razem z kilkoma innymi mężczyznami uciekł. Poszkodowana po całym zajściu miała stłuczone kolano i łokieć. Napastników było więcej. Jak utrzymują zaatakowane osoby sprawców miało być od sześciu do ośmiu. Na szczęście policji udało się ustalić i zatrzymać chociaż trzech młodych mężczyzn. Zostali oni oskarżeni o pobicie. Rozpoczął się proces w sprawie. „Oskarżeni, wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami, działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i stosując przemoc w postaci bicia i kopania po całym ciele i przewrócenia na ziemię oraz grożenia pobiciem i pozbawieniem życia doprowadzili do stanu bezbronności, a następnie zabrali sześć flag, baner reklamowy i statyw reklamowy” – odczytała akt oskarżenia prokurator. Miłą niespodzianką jest to, że wszyscy oskarżeni wyrazili żal z powodu tego co się stało. Niestety Nie przyznali się jednak do pobicia, a jedynie do zabrania rzeczy, które należały do wracających z marszu. „Chciałem z tego miejsca przeprosić wszystkich, którzy poczuli się pokrzywdzeni przez moje zachowanie. Było to naprawdę głupie z mojej strony” – mówił jeden z nich.
Redaktor prowadzący,
Łabędź Olga