Piątego września w Kościele Uniwersyteckim zebrało się dobrze ubrane towarzystwo, by wysłuchać koncertu kwartetu Doric String. Artyści zagrali dzieło Josepha Haydna “SIEDEM OSTATNICH SŁÓW CHRYSTUSA”. Z ambony recytowane były kolejne przedśmiertne sentencje Chrystusa. Następnie muzycy rozpoczynali odpowiadające im sonaty. Sama kompozycja była bardzo subtelna, przez większość czasu majorowa i przywołująca raczej skojarzenia z sielanką niż umieraniem na krzyżu. Jedynie momentami można było wyłapać melancholijne niuanse. Powodowała to medytacyjna funkcja utworu – miał on niegdyś wspomagać rozważania nad Męką Pańską podczas szczególnych nabożeństw, miast wlewać do świadomości konkretne obrazy i bombardować emocjami. Prywatnie podczas słuchania przychodziło mi na myśl wyobrażenie stanu umysłu Zbawiciela podczas pasji – spokojnego, pogodzonego z losem. Chwilami dawało się odczuć panujące w kościele znużenie, lecz było ono spowodowane w dużej mierze późną porą. Dopiero wraz z końcówką następiła wyraźnie dostrzegalna zmiana klimatu utworu – symbolizująca ewangeliczne trzęsienie ziemi.
W przypadku takiego dzieła ciężko tu jest o specyficznej interpretacji czy improwizacji. Artystów oceniać można pod kątem poprawności wykonania, a to, moim zdaniem, udało im się należycie.
Wacław Romer